|
Północ Polski
Statystyka, ogólna mapa wycieczki.
To miała to być kontynuacja wycieczki sprzed roku, bowiem w tamtym roku Paweł i ja dojechaliśmy do Malborka. W tym roku, tym razem Krzysiek i ja, postanowiliśmy dojechać pociągiem, trochę bliżej, bo do Torunia, a następnie w stronę Fromborka, a stamtąd w kierunku wschodniej granicy państwa. Niestety wycieczka zakończyła się przedwcześnie, z powodu mojej wywrotki która miała miejsce tuż za Malborkiem. To chyba wtedy naciągnąłem ścięgna Achillesa, co było spowodowane, tak mi się wydaje, zbyt mocnym napięciem sprężyn w moich pedałach SPD. Ból w nogach pojawił się, szczęście w nieszczęściu, dopiero po kilku dniach tak, że trochę kilometrów jednak przejechaliśmy
Dzień pierwszy ( 9 VIII) ok. 30 km
zwiedzanie Torunia (30)
Z Krakowa mamy pociąg kilka minut po 6:00. Przesiadka w Kutnie; lekko siąpi deszczyk, więc jest nieprzyjemnie. Na stacji Toruń Gł. jesteśmy ok. 13:30, pociąg jest i tak spóźniony. Już świeci ładne słoneczko, acz nie jest za ciepło. Do 17, wtedy to można zameldować się w PTSM-ie, kręcimy się po mieście podziwiając zabytki i niezłe dupy z dłuuuuugimi nogami. Jeżeli takie panny chodzą tu przez cały rok, to mocno zastanawiamy się nad zmianą miejsca zamieszkania. Po załatwieniu miejsca w PTSM-ie, udajemy się na Stare Miasto. Krzysiek odwiedza McDonalda, a następnie razem udajemy się na Żywca; ogródek leży o rzut beretem od Wisły. Na kolację nieśmiertelny ryż z jogurtem.
Dzień drugi (10 VIII) ok. 118 km
Toruń-Nawra-Chełmża-Papowo-Chełmno-Dln.Wymiary-Grudziądz
Cały dzień ładna pogoda, świeci słoneczko, od czasu do czasu zasłaniają je chmurki. Tuż przed wyjazdem z PTSM-u krótka rozmowa z kierownikiem o naszej wycieczce. Chwali nas za to, że jesteśmy zorganizowani. Po śniadaniu przed sklepem, po 9 wyjazd z Torunia. W miejscowości Nawra ciekawy, aczkolwiek bardzo zniszczony neoklasycy styczny zespół pałacowy do którego prowadzi aleja wysadzana starymi drzewami, kilkanaście lat temu mieścił się w pałacu punkt biblioteczny. Całość warto oglądnąć, niestety tylko z zewnątrz.
W Chełmży trafiamy na naprawę oświetlenia rynku, co sprawia, że wszystkie latarnie są włączona (jest 12 w południe). Kolejna atrakcja to ruiny zamku w Papowie Biskupim, z przełomu XIII/XIV w., gotycki z głazów narzutowych i granitu. Za Papowem zamiast pojechać asfaltem, kierujemy się za znakami szlaku czerwonego. Droga jest tam trochę kiepska, czasami kostka, czasami tylko ubita ziemia.
Chełno, widziane przez Krzyśka po raz pierwszy, a przeze mnie po raz trzeci, urzeka nas swoim pięknem. Dwa potężne gotyckie kościoły naprawdę robią wrażenie. Interesujący jest też rynek z ratuszem i fragmenty murów miejskich (bardzo dużo się ich zachowało). Szaleńczy zjazd w stronę Wisły, po którym decydujemy się pojechać do odległego o ok. 5 km zamku w Świeciu. Zamek dość okazały, ale bardzo zaniedbany, można go obejrzeć jedynie z zewnątrz. Potężna wieża zamku góruje nad pobliskim kempingiem.
Pozostało niecałe 25 km do Grudziądza. W PTSM-ie pani zaskakuje nas ceną noclegu - 21 PLN/osoba, ale po pewnym namyśle i sprawdzeniu cennika (wisi on tuż na nią) schodzi do ludzkiej ceny 12 PLN/osoba. Szybki prysznic i pobieżne z braku czasu zwiedzanie miasta. Zupełnie nieciekawa miejscowość. Brzydkie domy, ulice, zaniedbane zabytki, odnawiane od przypadku do przypadku. Znaczna ilość wyrostków okupujących murki, pijących piwo i plujących sobie pod nogi. W Cafe internet nie ma wolnego kompa. Kolacja, po niej siadamy przed TV, ale na szczęście szybko od niego uciekamy. Rozterki - jak trasa na jutro i pojutrze; kiedy zwiedzać zamek w Malborku - jutro czy pojutrze; zaniedbać Gniew, Pelplin i Tczew, a zobaczyć śluzy na Kan. Elbląskim? Decydujemy się nie jechać do tych trzech miejscowości.
Dzień trzeci (11 VIII) ok. 85 km
Grudziądz-Kwidzyn-Sztum-Malbork
Po 6:00 wstaję na krótką chwilę aby wyłączyć z ładowania komórkę i ze smutkiem stwierdzam, że do rana padał deszcz. Mówi Krzysiek: "Pogoda znowu wróciła do normy, obudziliśmy się przy siąpiącym deszczyku. Czujemy się jak w domu. Normalne polskie lato". Przed południem dojeżdżamy do katedry w Kwidzyniu. Krótki popas, telefon do Piecha i w dalszą drogę.
Po pierwszej znajdujemy się na zamku w Sztumie. Tam spotykamy grupę pasjonatów średniowieczem: walkami rycerskimi i całym sprzętem który się z tym wiąże. Pokazali nam własnoręcznie wykonane zbroje, hełmy, rękawice, misiutry, tarcze, strzały do łuku. Specjalni kowale, w kraju tych najlepszych jest 4, wyrabiają dla nich miecze jednoręczne, dwuręczne, topory, buzdygany. Wykonanie zbroi zajmowało, codziennie od rana do popołudnia, dwóm ludziom ok. 4 tygodni (jeżeli dobrze zapamiętaliśmy).
W Malborku, na stacji kolejowej, gdzie w przechowalni zostawiamy bagaż, jesteśmy ok. 14:30. Po uraczeniu się hamburgerem, przystępujemy do zwiedzania zamku (bilet ulgowy 10, normalny 18 PLN; Uwaga! opłaca się zacząć zwiedzać zamek przed godz. 15, bo potem część pomieszczeń jest zamykana!!) Miła pani przewodnik oprowadza nas przez jakieś 2.5 h. Zwiedzanie zamku przebiega w ekspresowym tempie, ale naprawdę warto. Przed 18 meldujemy się w schronisku. Śpimy na sali z turystą rowerowym, który jedzie już trzeci tydzień i przejechał ok. 1900 km. Wyjechał z Zakopanego i jechał jak najbliżej granicy ze Słowacją, Ukrainą i Białorusią. Pozdrawiamy Cię Aleksandrze! Jak dowiedziałem się dzisiaj, tj. 25.09.2000, z listu elektronicznego, właśnie skończył studia na SGH w W-wie. W przyszłym roku planuje zamknąć "kółko" wokół Polski (jeżeli będzie miał czas - skąd ja to znam).
Dzień czwarty (12 VIII) ok. 139 km
Malbork-Waplewo-Dzierzgoń-Kamieniec-Str.Dzierzgoń-Lepno-Śluzy na Kan.Elbląskim-Pasłęk-Dłużyna-Elbląg
Tuż za Malborkiem robię klasyczne OTB i miękko ląduje w przydrożnym rowie. Spowodowane to było piaskiem na poboczu. Na szczęście skończyło się na otartej prawej nodze. W Waplewie pałacyk, przerobiony na pensjonat. Całość, wraz z parkiem, troszkę zaniedbana. W Dzierzgoniu mylimy drogę, co kosztuje nas dodatkowe 20 km. Dzięki temu, możemy się nazwać bezmózgowymi twardzielami, a licznik mówi sam za siebie; należało uważać na lekcjach geografii z panią Lazar. Co złe przeminęło i znaleźliśmy się przy pochylni Buczyniec na Kanale Elbląskim. Jeśli ktoś ma zamiar zobaczyć wszystkie pochylnie znajdujące się na tym odcinku kanału i chce więcej zjeżdżać niż podjeżdżać to radzę zacząć od tej pochylni i kierować się w stronę Elbląga. Tuż obok kanału poprowadzona jest bardzo wygodna droga z płyt. Drogą tą docieramy do pochylni Jelonki, a następnie po przekroczeniu ruchliwej trasy Warszawa-Gdański docieramy do Pasłęka.
Gdy pytamy o drogę do zamku, autochton pyta się czy przypadkiem nie podążamy szlakiem Bursztynowej Komnaty. Niestety nie, mimo, iż jest to interesujący temat. Zamek wygląda z zewnątrz niespecjalnie, może wnętrza prezentują się okazalej? Krzysztof dzwoni do swojej zdemoralizowanej siostry, nim zdąży ona wyjść do knajpy.
Za wsią Dłużyna dołącza się do nas 66-letni mężczyzna, rybak na rowerze. Dzielnie dotrzymuje nam tempa mimo, że na nogach ma gumowce (tzn. kalosze), oddycha jednym płucem, a jego rower z makrokeszu przejechał 15 tyś. km. co jest możliwe, bowiem założył do swojego rowerka opony szosowe. Gość narzeka na kierowców na 7-ce (droga W-wa - Gdańsk); stwierdza, zresztą my też to widzimy, że jeżdżą jak wariaci. Rowerzysta ten miał dwa wypadki. Jeden zakończył się złamaniem obojczyka, a, co ciekawe, sprawca wypadku dostał na kolegium śmiesznie niską karę - 100 PLN. Podczas jazdy starszy pan narzeka na bolące serce, więc musimy trochę zwolnić. Tuż za rogatkami Elbląga, żegnamy się z miłym panem i ok. 19 docieramy do PTSM-u.
Dzień piąty (13 VIII) ok. 57 km
Elblag-Próchnik-Kadyny-Tolkmicko-Św.Kamień-Frombork
Dzięki mieszkańcom Elbląga bez trudu udaje nam się wjechać na drogę prowadzącą do Próchnika. Tam bowiem zachował się mały kościółek gotycki. Warto zboczyć nieco z trasy aby go zobaczyć. W Łęczach znajdują się ciekawe XIX w. domki (nie mamy ich na zdjęciach) oraz nieciekawy kościół. Podczas postoju w tej miejscowości zaczynam czuć, że coś niedobrego dzieje się z moimi ścięgnami Achillesa, trochę bolą. Za Łęczami czeka nas kilkukilometrowy zjazd do Kadyń. Pałacyk w Kadyniu nie wywarł na nas piorunującego wrażenia, choć jeśli ktoś jest architektem, to kto wie...
W Tolkmicku znajduje krótkie molo, na końcu którego robimy sobie pamiątkowe zdjęcie. Na mapie, pomiędzy Tolkmickiem a Fromborkiem, zaznaczony jest Święty Kamień. Wiedzeni radą autochtonki jedziemy wzdłuż torów kolejowych. Kończy się asfalt, zaczyna się kostka, potem i ona przechodzi w ubitą ziemię. Po kilku kilometrach od mola i kilkakrotnym pytaniu się turystów jak trafić do tego dużego kamienia, następuje odcinek kilkuset metrów który przejeżdżamy tam i z powrotem. Czujemy, że jesteśmy już blisko, a nawet bardzo blisko. W końcu nasze poszukiwania zostają uwieńczone sukcesem.
Leśną, a następnie polną drogą dojeżdżamy do drogi nr 503 i po 4 km stajemy u stóp wzgórza katedralnego we Fromborku. Podobnie jak i w tamtym roku czuję, że zaczynają się kłopoty z moimi nogami. Jak już pisałem bolą mnie ścięgna Achillesa w obu nogach. Czy dam radę dalej jechać? Decydujemy się zostać na noc we Fromborku. Decydujemy się przed zwiedzaniem przekąsić coś na ciepło. Krzysztof zamawia sznycla z frytkami i sałatką, a ja dorsza z sałatką. Odbieram swoje zamówienie, a pani obsługująca budkę z fast-foodem nie kwapi się aby przyjąć ode mnie należność za jedzenie. No cóż, nie będę się wyrywał. Czekam aż Krzysztof skończy jeść to co zamówił i szybko oddalamy się na rowerach. Dzięki nieuwadze pani (?) kelnerki, udało mi się zjeść kolację za friko (oszczędziłem ok. 13 PLN).
Dzień szósty (14 VIII) ok. 91 km
Frombork-Braniewo-Pieniężno-Lidzbark Warmiński
W Braniewie krótki odpoczynek przed dużym kościołem. Moje obolałe nogi muszą odpocząć. W Pienieżnie kierujemy się, za znakami informacyjnymi, do klasztoru braci werbistów (2 km od centrum). Zwiedzamy tam muzeum etnograficzno-misyjne. Można w nim zobaczyć pamiątki przywiezione przez polskich misjonarzy z całego nieomal świata: Afryka, Azja (np. Chiny), Am. Środkowa i Południowa. Tuż obok Pieniężna znajduje się rezerwat przyrody Dolina Rzeki Wałszy. W celu zrobienia zdjęć udaję się na samo dno wąwozu, który miejscami ma wysokość/głębokość 40-50 m (wg przewodnika). Po zjedzeniu małego co-nieco udajemy się w kierunku pobliskiej miejscowości Łajsy, aby zobaczyć skansen maszyn rolniczych "Ocalić od zapomnienia". Podczas nieobecności właściciela obiektu robimy kilka zdjęć.
Z Pieniężna drogą o małym natężeniu ruchu udajemy się w kierunku Lidzbarka. Tu stajemy przed dylematem - ból w nogach nie pozwala na dalszą jazdę wzdłuż zaplanowanej trasy - czy jechać PKP do Kętrzyna, zwiedzić pobliski Wilczy Szaniec (kwatera Hitlera), czy też od razu wracać do Krakowa? Problem sam się rozwiązuje: z Lidzbarka Warmińskiego odchodzą tylko pociągi towarowe, a na PKS lepiej nie liczyć (zabiorą nam rowery z sakwami czy nie?). Nocujemy więc w bursie, której ostatnie piętro zajmuje schronisko młodzieżowe. W dwóję śpimy w 4 osobowym pokoju. Ustalamy, że jutro pojedziemy na rowerach do Olsztyna, a z stamtąd pociągiem do domu.
Dzień siódmy (15 VIII) ok. 57 km
Lidzbark-Smolajny-Dobre Miasto-Olsztyn-Kraków Gł.- dom
Dzień zapowiada się upalny i jak się później okaże taki rzeczywiście będzie. Jedzie się mi, pomimo odczuwalnego bólu w ścięgnach, wyjątkowo dobrze. W Smolajnach natrafiamy na transparenty z których wynika, że mieszkańcy protestują przeciwko likwidacji miejscowej szkoły. Z zewnątrz oglądamy barokowy XVIII w. pałac, a po ok. 4 km jesteśmy pod okazałą kolegiatą w Dobrym Mieście. Przed nią para staruszków zbiera ofiarę na Radio Ma_Ryja. Wyjeżdżając z tej miejscowości z rozpaczą stwierdzam, że mój lewy pedał VP-108 jest sprawny tylko w 50%.
Po drodze do Olsztyna kilka podjazdów, znacznie mniej niż zjazdów. Docieramy na dworzec kolejowy i z radością stwierdzamy, że za 30 minut jest pociąg do Kielc. Wsiadamy do niego, ale rowery musimy ustawić w przejściu obok kibli, pomiędzy ostatnim a przedostatnim wagonem w składzie. W ostatnim wagonie, na końcu pociągu, stoją już ze cztery rowery innych turystów (jak zwykle, a co ciekawe przecież są wakacje, nie ma wagonu bagażowego). Tuż przed opóźnionym odjazdem (jak zwykle w PKP), do połączenia między wagonami, obok WC, wsiada czworo starszych turystów z rowerami. Jakiś pijany facet wychodząc z kibla, pyta się mnie z której strony pociągu przyszedł? Wg rozkładu jazdy do Kielc mamy przyjechać o godz. 19:45 co okazuje się być nierealne, bo pociąg staje w Kielcach Gł. parę minut po 20. I na tej stacji mamy szczęście, bo 10 minut później przyjeżdża pociąg który zawozi bezpośrednio do Krakowa. W domu jestem po 11.
I to by było na tyle.
Twoje uwagi internauto.
Strona utworzona dnia 19-08-2000
Ostatnia modyfikacja pliku: 25.10.2022, 22:57:26 CEST |
|