Blog mojej żony - zapraszam!!!

Nowości Strona główna KrakRower O mnie Plany Galeria Kontakt
Wyprawy rowerowe
   2006 r.
   2005 r.
   2002 r.
   2001 r.
   sierpień 2000 r.
   lipiec 2000 r.
   1999 r.
   1996 r.
   1995 r.
   1993 r.
   1992 r.
Podróże
   Indie 2015
Inne
   O podrożach
   Rower a GPS
   Licznik CM 414 M
   Ciekawostki
   O rumakach
   kumpli...
   ... i o moim
   Stare rowery
   Ankieta
   Książka gości
   LINKI
 
In Polish In English

Opowieci Pana Piotra - Widziane z roweru

Duga, trwajca niemal sze miesicy zima nie sprzyjaa cyklistom. Tym razem gruba pokrywa niegu i konsekwentnie trzymajcy mrz cieszy i darzy przyjani narciarzy, Przysza jednak "kryska na Matyska" i wiosna upomniaa si o swoje prawa. Z dnia na dzie znikn nieg a temperatura podskoczya a do krtkich spodni. Rado nie trwaa jednak dugo, pochodniao, poszarzao, wiat powrci do szarej przeszoci. Rozbudzone nadzieje przygasy. Tymczasem, jak go nazwano "najduszy weekend Europy" byt tu, tu.

Pi wolnych dni (1-5 maja) stanowio czas nie do pogardzenia, "zagospodarowanie" tego urlopu stao si niemal palcym obowizkiem. Dlatego te, pomimo niesprzyjajcych prognoz bladym witem wysiadem razem z Leszkiem z "jednostki" na absolutnie pusty peron w Tunelu. Zaspani, zdrtwiali jak muchy po zimowym nie, ruszylimy przed siebie. Przed nami pi dni i cel - Pilica od rde po ujcie. Haso to, wymylone w Krakowie, ju po paru kilometrach rozmaka w wilgotnym powietrzu i rozpywa si w kauach wody wypeniajcej liczne dziury. Na domiar zego ju na pocztku mylimy drog i ratujc si z opresji kluczymy po polnych drogach. Na otwartej przestrzeni tpie nas lekki deszczyk. Niebo jest ciemno-sine, jak przehartowane elazo. Nastroje mamy minorowe. Jedzie si jednak niele bo... nie jest zimno. Wbrew "kapuniakowej" aurze jest nam ciepo, nie przeszkadzaj lekko wilgotne buty, mokra kierownica czy krople deszczu na powiekach. Przebijamy si ostatecznie przez polne drogi i w Jelczy znw jedziemy po "rwnym" asfalcie. Na centralnym skrzyowaniu tej maej wsi zatrzymujemy si na chwil. Maty daszek przed sklepem daje nam schronienie przy pierwszym niadaniu. Gryzc chleb, obserwujemy dzie powszedni wsi, nieco ju stechnicyzowany. Baki z mlekiem przyjedaj wprawdzie jeszcze "owsianym napdem" ale odbir mleka jest ju zgoa nowoczesny. Na poboczu drogi stoi duy mercedes - cysterna. Kierowca i odbiorca mleka w jednej osobie zapala silnik i z boku cysterny wyciga w, lnicy, czysty, zakoczony plastykowym konierzem. Po woeniu do baki z gonym ssaniem mleko znika w mgnieniu oka i po gonym mlaniciu ukazuje si dno. Mleczny "odkurzacz" w par minut oprnia wz peen baniek. Zamontowany licznik skrupulatnie notuje kady "poknity" litr. Po niecaym kwadransie na drodze jest pusto. I cicho.

Malownicze zakola Pilicy         W Majkowicach rol rynku spenia okazay staw

My te ruszamy, deszczyk nie pada i robi si jakby janiej. A take cieplej. W arnowcu jest ju zdecydowanie pogodnie. Zwiedzamy miejscowy gotycki koci i rynek o tyle ciekawy, e za rynkiem ju nie ma nic, tylko pola. W rynku na kamienicy dua tablica z napisem w zej kolejnoci uoonym - kwiaty, wiece, zioa. No bo jeeli zioa, to przed - kwiaty, wiece (jeli byy nieskuteczne); chyba, e chodzi o kadzido.

Dwadziecia kilometrw dalej w anach Wielkich bardzo brzydki i nieciekawy, (cho bardzo stary - z 1255 roku) koci. Czas i cigle nowi "restauratorzy" zmienili bry, moe i romaskiej budowli w bezksztatn kubatur "do modlitwy". W rodku, ksidz naucza garstk dzieci. Na nasz widok przerywa; nie chcemy przeszkadza, po wymianie kilku zda znikamy. Tymczasem, wbrew prognozom pogoda poprawia si z godziny na godzin. W Szczekocinach jestemy ju w krtkich spodniach. Robi si wrcz gorco. Natomiast Pilica, niewielka jeszcze rzeczka niesie z sob lady odlegych burz i deszczw. Stan wody wskazuje na "doln stref stanw wysokich" a kolor "kawy z mlekiem" daje zna o tgich opadach. A my jak w oku cyklonu - nad nami bkit nieba, adnej chmurki a po horyzont. Sonce pali jak w lipcu. Rado piknego z niespodziewanego zupenie dnia stopniowo jednak przymiewa. Z kilometra na kilometr przybywa przed naszymi oczami czerni spalonych traw i k. Coraz czciej modziutkie jeszcze zagajniki przypominaj jesienny widok. Brzowo-te opalone modziutkie drzewka jedynie na samych czubkach byszcz malekimi zielonymi listkami. U ich podstawy runo wypalone na czarno. Straszny widok - ycie zabite ju na samym pocztku. Dalej jest jeszcze gorzej. Jedziemy obok wypalonego lasu. Oprcz grozy martwych drzew i pogrzebowej czerni w powietrzu unosi si mdy, dranicy wrcz odr spalenizny. To nie jest zapach ogniska, to trupi zapach tragedii i jak mi si wydaje, niewyobraalnej gupoty. Napotkani ludzie zawsze mwi o przypadku, najczciej nieszczliwym. Nieuwaga, niegaszony papieros. Nie zgadza nam si to jednak z faktami. By moe, e spalony las to efekt niedopaka. Ale w polach poszczeglne spalone drzewka? Te czarne paty spalonej ziemi nie czce si z sob, czsto rozdzielone bagienkami. Te na wp spalone zagajniki, oddalone od turystycznych szlakw, czsto w miejscach gdzie diabe mwi dobranoc! Gdzie nie ma nawet drg i skrajem tak musimy pcha nasze rowery. Nie, to nie jest przypadek. Wdrujemy obok Pilicy, na pewno jako pierwsi w tym roku turyci a przed nami co wioska to czarna tragedia. To nie "miastowi" to robi. Zreszt, poza wdkarzami to turystw tu chyba w ogle nie ma. Jest natomiast duo ludzi ze lska, ktrzy w poszukiwaniu czystego powietrza kupuj dziaki i buduj swe letnie domostwa. Pod knajpk przypadkowy interlokutor (waciciel konia, Karola) opowiada o walce miejscowego wjta z napywem grniczej braci. Ci ostatni po kupnie dziaki buduj bez zezwolenia. Wjt podejrzewa, e cieki pyn prosto do rzeki bo o szamba nikt si nie troszczy. Obiecuje, e "odpali" spychacz i zmiecie wszystko na rwno!

Pani Sdzina postawia okaza will ale bez... prdu. Elektrowni poprosia o zezwolenie na budow!? Bezczelni, odmwili doprowadzenia energii.

Wieczorem wyszukujemy na zakolu Pilicy rwny kawaek taki. pimy w cakiem otwartym namiocie w blasku peni ksiyca. Mimo gbokiej nocy piew ptakw trwa nieprzerwanie. Czy to latajce pierze nigdy nie pi?

W rodku nocy przebudziy mnie odlege grzmoty. Niebo co pewien czas zajaniao owietlone piorunem. Ptaki jednak pieway nadal a burza staa w miejscu. Poranek wsta mglisto-wietlisty, jak gdyby nigdy nic. Zowrbne prognozy nie sprawdziy si, Wyruszylimy o poranku ubrani w krtkie spodnie i podkoszulki. Pobliska wioska Przyk przywitaa nas piaszczyst drog, ktra zaraz za wsi zanika. Zaczlimy kluczy wrd kp starych traw wyszukujc co suchsze miejsca. Bagnisty teren stworzy dla nas swoiste "Camel-Trophy". Parlimy w kierunku, zdawaoby si niedalekiego, Koniecpola ktry mimo naszych wysikw jakby si nie przyblia. Przed samym miastem rozlegle bagno zmusio nas do budowy prowizorycznej kadki. Cienkie patyki i jakie sprchniae belki z trudem utrzymay nasz ciar. Siedem kilometrw zabrao nam pene dwie godziny. Miasto powitao nas gwarem, ruchem i popiechem, spieszcymi si gdzie ludmi, krztajcych si wok swych codziennych spraw. Pijc chodne piwo (prawdziwie zasuone) patrzyem jak mody czowiek rozbiera stopniowo ukad paliwowy w starym fiacie. Wewntrz reszta rodziny cierpliwie siedzi i czeka szczliwego koca remontu, ktry sdzc po szybko rosncej kupce galanterii metalowej nie nastpi szybko. Soce tymczasem zaczyna grza jak w rodku lata. Kurz z niemytej jezdni unosi si w powietrzu. Na chwil warkot traktora zagusza wszelkie odgosy miasta. Stojce dwie babcie z wnukami w wzkach tylko na moment przerywaj dialog. Koczymy nasze "Tyskie" i ruszamy dalej.

Bicykl Trophy         Ubogo ale piknie - czsty motyw w dolinie Pilicy          Poranek nad rzek

Puste boczne trakty w kontracie z rozgwarem miejskim a dzwoni cisz, spokojem, bezludziem. Pustka jest tym wiksza, e poza ptakami nie widzimy adnej zwierzyny. W cigu piciu dni spotkalimy si z dwoma biegncymi samami i zajcem. A koa naszych rowerw wiody nas po lasach, polach i kach z dala od ludzkich siedzib i ruchliwych drg. Same te rowery jechay cichutko w piaszczystym nieco gruncie. Pod wieczr kierujc si na Pilic trafiamy na alej z jaowcw. Zbita masa krzeww tworzy rudo-zielon cian. Rud, bo od spodu spalon. Nawet samotnemu jaowcowi stojcemu na rozstajach drg kto nie darowa. "Drzewa umieraj stojc". Na szczcie nie wszdzie jest tak le. Dolina Pilicy, szeroka i rozlega tonie w wieej zieleni brzz z biaymi plackami kwitncych wanie krzeww. Modziutka trawa odurza zapachem swej wieoci. Tylko lasy wok wsi s pene mieci pomimo coraz czciej widocznych kontenerw. Waciwie i w tej materii co drgno, bowiem teraz mieci nie roznosi wiatr. Spotka raczej mona dobrze zawizane worki plastykowe oparte czsto o pie, jakby czekajce na MPO. Przydrone rowy tradycyjnie ju wypeniaj zuyte opony, meble i sprzt gospodarski. Tu nie ma zmian.

Czwartego dnia dopada nas "wreszcie" zapowiadana za pogoda. Po chodnym ale jeszcze bezchmurnym poranku kuso odziani ruszamy nie przewidujc niczego zego. Tymczasem temperatura zaczta spada, zerwa si wiatr, zrazu lekki, niebo pokryy szybko poruszajce si chmury. Po niecaej godzinie wszelkie odzienie z sakw "weszo" na nas. Wiatr wzmg si do tego stopnia, e jazda "naprzeciw" bya niemoliwa. Powiao mrozem. Na domiar zego zacz pada deszcz. Nie byo wyjcia, musielimy si uda z wiatrem ale i tu by problem, wiatr nie wia tam, gdzie chcielimy jecha. Trzeba byo pj na kompromis. Wybralimy wiatr z boku. Szarpani podmuchami parlimy do przodu z uporem. I bez przekonania. Po upalnych dniach tak drastyczne zaamanie pogody byo dla nas szokiem i krzyczc niesprawiedliwoci. Jak to - pi wolnych dni i taka aura! Dotarlimy ostatecznie do Sulejowa. Ciepy, przytulny bar, gorca herbata i wtrbka spowodowaa, e odzyskalimy ch do ycia. Z uwagi na z pogod (i prognozy) postanowilimy zakoczy, cho z alem nasz podr. Ruszylimy w stron Kielc liczc, e pokonamy jeszcze tego dnia 75 km. ycie jednak rodzi wicej niespodzianek ni prognozy. Pod wieczr pogoda wrcia do normy, pocieplao, niebo znw zrobio si niebieskie. Opucilimy szos, Cichy las przygarn nas i otoczy gaziami drzew. Na lenej polance stan nasz dom. Zachodzce soce powiedziao nam: jutro znw bd na niebie. I rzeczywicie dotrzymao sowa.

TEKST i zdjcia PIOTR KOWENICKI

Artyku pochodzi z czasopisma "Narty & Rower - Gry - Snowboard - Tenis", sierpie - wrzesie 1996, nr 4/96

Tutaj skany tego artykuu: strona 1 oraz strona 2

Strona utworzona w dniu 11-09-2002
Ostatnia modyfikacja pliku: 25.10.2022, 22:57:26 CEST
Jesteś

gościem od 1.06.2000.
Dziękuje.
Napisz do autora strony
e-mail
... ... Follow me on Strava Blog mojej żony - zapraszam!!! Aktualizacja
5.01.2024
Copyright © 1999-2024 - Łukasz Zieliński. All Rights Reserved.