News Main page KrakRower About me Plans Gallery Contact
Bike trips
   2002 yr.
   2001 yr.
   August 2000 yr.
   July 2000 yr.
   1999 yr.
   1996 yr.
   1995 yr.
   1993 yr.
   1992 yr.
Other
   About trip
  CicloSport CM414M
   Curiosity
   My bicycles
   Guest Book
   LINKS
 
In Polish In English

zielona kropka Północ Polski

Statystyka, ogólna mapa wycieczki.

To miała to być kontynuacja wycieczki sprzed roku, bowiem w tamtym roku Paweł i ja dojechaliśmy do Malborka. W tym roku, tym razem Krzysiek i ja, postanowiliśmy dojechać pociągiem, trochę bliżej, bo do Torunia, a następnie w stronę Fromborka, a stamtąd w kierunku wschodniej granicy państwa. Niestety wycieczka zakończyła się przedwcześnie, z powodu mojej wywrotki która miała miejsce tuż za Malborkiem. To chyba wtedy naciągnąłem ścięgna Achillesa, co było spowodowane, tak mi się wydaje, zbyt mocnym napięciem sprężyn w moich pedałach SPD. Ból w nogach pojawił się, szczęście w nieszczęściu, dopiero po kilku dniach tak, że trochę kilometrów jednak przejechaliśmy

Dzień pierwszy ( 9 VIII) ok. 30 km

zwiedzanie Torunia (30)

Z Krakowa mamy pociąg kilka minut po 6:00. Przesiadka w Kutnie; lekko siąpi deszczyk, więc jest nieprzyjemnie. Na stacji Toruń Gł. jesteśmy ok. 13:30, pociąg jest i tak spóźniony. Już świeci ładne słoneczko, acz nie jest za ciepło. Do 17, wtedy to można zameldować się w PTSM-ie, kręcimy się po mieście podziwiając zabytki i niezłe dupy z dłuuuuugimi nogami. Jeżeli takie panny chodzą tu przez cały rok, to mocno zastanawiamy się nad zmianą miejsca zamieszkania. Po załatwieniu miejsca w PTSM-ie, udajemy się na Stare Miasto. Krzysiek odwiedza McDonalda, a następnie razem udajemy się na Żywca; ogródek leży o rzut beretem od Wisły. Na kolację nieśmiertelny ryż z jogurtem.

Dzień drugi (10 VIII) ok. 118 km

Toruń-Nawra-Chełmża-Papowo-Chełmno-Dln.Wymiary-Grudziądz Mapa: 64 kB

Cały dzień ładna pogoda, świeci słoneczko, od czasu do czasu zasłaniają je chmurki. Tuż przed wyjazdem z PTSM-u krótka rozmowa z kierownikiem o naszej wycieczce. Chwali nas za to, że jesteśmy zorganizowani. Po śniadaniu przed sklepem, po 9 wyjazd z Torunia. W miejscowości Nawra ciekawy, aczkolwiek bardzo zniszczony neoklasycy styczny zespół pałacowy do którego prowadzi aleja wysadzana starymi drzewami, kilkanaście lat temu mieścił się w pałacu punkt biblioteczny. Całość warto oglądnąć, niestety tylko z zewnątrz.

W Chełmży trafiamy na naprawę oświetlenia rynku, co sprawia, że wszystkie latarnie są włączona (jest 12 w południe). Kolejna atrakcja to ruiny zamku w Papowie Biskupim, z przełomu XIII/XIV w., gotycki z głazów narzutowych i granitu. Za Papowem zamiast pojechać asfaltem, kierujemy się za znakami szlaku czerwonego. Droga jest tam trochę kiepska, czasami kostka, czasami tylko ubita ziemia.

Chełno, widziane przez Krzyśka po raz pierwszy, a przeze mnie po raz trzeci, urzeka nas swoim pięknem. Dwa potężne gotyckie kościoły naprawdę robią wrażenie. Interesujący jest też rynek z ratuszem i fragmenty murów miejskich (bardzo dużo się ich zachowało). Szaleńczy zjazd w stronę Wisły, po którym decydujemy się pojechać do odległego o ok. 5 km zamku w Świeciu. Zamek dość okazały, ale bardzo zaniedbany, można go obejrzeć jedynie z zewnątrz. Potężna wieża zamku góruje nad pobliskim kempingiem.

Pozostało niecałe 25 km do Grudziądza. W PTSM-ie pani zaskakuje nas ceną noclegu - 21 PLN/osoba, ale po pewnym namyśle i sprawdzeniu cennika (wisi on tuż na nią) schodzi do ludzkiej ceny 12 PLN/osoba. Szybki prysznic i pobieżne z braku czasu zwiedzanie miasta. Zupełnie nieciekawa miejscowość. Brzydkie domy, ulice, zaniedbane zabytki, odnawiane od przypadku do przypadku. Znaczna ilość wyrostków okupujących murki, pijących piwo i plujących sobie pod nogi. W Cafe internet nie ma wolnego kompa. Kolacja, po niej siadamy przed TV, ale na szczęście szybko od niego uciekamy. Rozterki - jak trasa na jutro i pojutrze; kiedy zwiedzać zamek w Malborku - jutro czy pojutrze; zaniedbać Gniew, Pelplin i Tczew, a zobaczyć śluzy na Kan. Elbląskim? Decydujemy się nie jechać do tych trzech miejscowości.

Dzień trzeci (11 VIII) ok. 85 km

Grudziądz-Kwidzyn-Sztum-Malbork Mapa: 18 kB

Po 6:00 wstaję na krótką chwilę aby wyłączyć z ładowania komórkę i ze smutkiem stwierdzam, że do rana padał deszcz. Mówi Krzysiek: "Pogoda znowu wróciła do normy, obudziliśmy się przy siąpiącym deszczyku. Czujemy się jak w domu. Normalne polskie lato". Przed południem dojeżdżamy do katedry w Kwidzyniu. Krótki popas, telefon do Piecha i w dalszą drogę.

Po pierwszej znajdujemy się na zamku w Sztumie. Tam spotykamy grupę pasjonatów średniowieczem: walkami rycerskimi i całym sprzętem który się z tym wiąże. Pokazali nam własnoręcznie wykonane zbroje, hełmy, rękawice, misiutry, tarcze, strzały do łuku. Specjalni kowale, w kraju tych najlepszych jest 4, wyrabiają dla nich miecze jednoręczne, dwuręczne, topory, buzdygany. Wykonanie zbroi zajmowało, codziennie od rana do popołudnia, dwóm ludziom ok. 4 tygodni (jeżeli dobrze zapamiętaliśmy).

W Malborku, na stacji kolejowej, gdzie w przechowalni zostawiamy bagaż, jesteśmy ok. 14:30. Po uraczeniu się hamburgerem, przystępujemy do zwiedzania zamku (bilet ulgowy 10, normalny 18 PLN; Uwaga! opłaca się zacząć zwiedzać zamek przed godz. 15, bo potem część pomieszczeń jest zamykana!!) Miła pani przewodnik oprowadza nas przez jakieś 2.5 h. Zwiedzanie zamku przebiega w ekspresowym tempie, ale naprawdę warto. Przed 18 meldujemy się w schronisku. Śpimy na sali z turystą rowerowym, który jedzie już trzeci tydzień i przejechał ok. 1900 km. Wyjechał z Zakopanego i jechał jak najbliżej granicy ze Słowacją, Ukrainą i Białorusią. Pozdrawiamy Cię Aleksandrze! Jak dowiedziałem się dzisiaj, tj. 25.09.2000, z listu elektronicznego, właśnie skończył studia na SGH w W-wie. W przyszłym roku planuje zamknąć "kółko" wokół Polski (jeżeli będzie miał czas - skąd ja to znam).

Dzień czwarty (12 VIII) ok. 139 km

Malbork-Waplewo-Dzierzgoń-Kamieniec-Str.Dzierzgoń-Lepno-Śluzy na Kan.Elbląskim-Pasłęk-Dłużyna-Elbląg Mapa: 58 kB

Tuż za Malborkiem robię klasyczne OTB i miękko ląduje w przydrożnym rowie. Spowodowane to było piaskiem na poboczu. Na szczęście skończyło się na otartej prawej nodze. W Waplewie pałacyk, przerobiony na pensjonat. Całość, wraz z parkiem, troszkę zaniedbana. W Dzierzgoniu mylimy drogę, co kosztuje nas dodatkowe 20 km. Dzięki temu, możemy się nazwać bezmózgowymi twardzielami, a licznik mówi sam za siebie; należało uważać na lekcjach geografii z panią Lazar. Co złe przeminęło i znaleźliśmy się przy pochylni Buczyniec na Kanale Elbląskim. Jeśli ktoś ma zamiar zobaczyć wszystkie pochylnie znajdujące się na tym odcinku kanału i chce więcej zjeżdżać niż podjeżdżać to radzę zacząć od tej pochylni i kierować się w stronę Elbląga. Tuż obok kanału poprowadzona jest bardzo wygodna droga z płyt. Drogą tą docieramy do pochylni Jelonki, a następnie po przekroczeniu ruchliwej trasy Warszawa-Gdański docieramy do Pasłęka.

Gdy pytamy o drogę do zamku, autochton pyta się czy przypadkiem nie podążamy szlakiem Bursztynowej Komnaty. Niestety nie, mimo, iż jest to interesujący temat. Zamek wygląda z zewnątrz niespecjalnie, może wnętrza prezentują się okazalej? Krzysztof dzwoni do swojej zdemoralizowanej siostry, nim zdąży ona wyjść do knajpy.

Za wsią Dłużyna dołącza się do nas 66-letni mężczyzna, rybak na rowerze. Dzielnie dotrzymuje nam tempa mimo, że na nogach ma gumowce (tzn. kalosze), oddycha jednym płucem, a jego rower z makrokeszu przejechał 15 tyś. km. co jest możliwe, bowiem założył do swojego rowerka opony szosowe. Gość narzeka na kierowców na 7-ce (droga W-wa - Gdańsk); stwierdza, zresztą my też to widzimy, że jeżdżą jak wariaci. Rowerzysta ten miał dwa wypadki. Jeden zakończył się złamaniem obojczyka, a, co ciekawe, sprawca wypadku dostał na kolegium śmiesznie niską karę - 100 PLN. Podczas jazdy starszy pan narzeka na bolące serce, więc musimy trochę zwolnić. Tuż za rogatkami Elbląga, żegnamy się z miłym panem i ok. 19 docieramy do PTSM-u.

Dzień piąty (13 VIII) ok. 57 km

Elblag-Próchnik-Kadyny-Tolkmicko-Św.Kamień-Frombork Mapa: 33 kB

Dzięki mieszkańcom Elbląga bez trudu udaje nam się wjechać na drogę prowadzącą do Próchnika. Tam bowiem zachował się mały kościółek gotycki. Warto zboczyć nieco z trasy aby go zobaczyć. W Łęczach znajdują się ciekawe XIX w. domki (nie mamy ich na zdjęciach) oraz nieciekawy kościół. Podczas postoju w tej miejscowości zaczynam czuć, że coś niedobrego dzieje się z moimi ścięgnami Achillesa, trochę bolą. Za Łęczami czeka nas kilkukilometrowy zjazd do Kadyń. Pałacyk w Kadyniu nie wywarł na nas piorunującego wrażenia, choć jeśli ktoś jest architektem, to kto wie...

W Tolkmicku znajduje krótkie molo, na końcu którego robimy sobie pamiątkowe zdjęcie. Na mapie, pomiędzy Tolkmickiem a Fromborkiem, zaznaczony jest Święty Kamień. Wiedzeni radą autochtonki jedziemy wzdłuż torów kolejowych. Kończy się asfalt, zaczyna się kostka, potem i ona przechodzi w ubitą ziemię. Po kilku kilometrach od mola i kilkakrotnym pytaniu się turystów jak trafić do tego dużego kamienia, następuje odcinek kilkuset metrów który przejeżdżamy tam i z powrotem. Czujemy, że jesteśmy już blisko, a nawet bardzo blisko. W końcu nasze poszukiwania zostają uwieńczone sukcesem.

Leśną, a następnie polną drogą dojeżdżamy do drogi nr 503 i po 4 km stajemy u stóp wzgórza katedralnego we Fromborku. Podobnie jak i w tamtym roku czuję, że zaczynają się kłopoty z moimi nogami. Jak już pisałem bolą mnie ścięgna Achillesa w obu nogach. Czy dam radę dalej jechać? Decydujemy się zostać na noc we Fromborku. Decydujemy się przed zwiedzaniem przekąsić coś na ciepło. Krzysztof zamawia sznycla z frytkami i sałatką, a ja dorsza z sałatką. Odbieram swoje zamówienie, a pani obsługująca budkę z fast-foodem nie kwapi się aby przyjąć ode mnie należność za jedzenie. No cóż, nie będę się wyrywał. Czekam aż Krzysztof skończy jeść to co zamówił i szybko oddalamy się na rowerach. Dzięki nieuwadze pani (?) kelnerki, udało mi się zjeść kolację za friko (oszczędziłem ok. 13 PLN).

Dzień szósty (14 VIII) ok. 91 km

Frombork-Braniewo-Pieniężno-Lidzbark Warmiński Mapa: 48 kB

W Braniewie krótki odpoczynek przed dużym kościołem. Moje obolałe nogi muszą odpocząć. W Pienieżnie kierujemy się, za znakami informacyjnymi, do klasztoru braci werbistów (2 km od centrum). Zwiedzamy tam muzeum etnograficzno-misyjne. Można w nim zobaczyć pamiątki przywiezione przez polskich misjonarzy z całego nieomal świata: Afryka, Azja (np. Chiny), Am. Środkowa i Południowa. Tuż obok Pieniężna znajduje się rezerwat przyrody Dolina Rzeki Wałszy. W celu zrobienia zdjęć udaję się na samo dno wąwozu, który miejscami ma wysokość/głębokość 40-50 m (wg przewodnika). Po zjedzeniu małego co-nieco udajemy się w kierunku pobliskiej miejscowości Łajsy, aby zobaczyć skansen maszyn rolniczych "Ocalić od zapomnienia". Podczas nieobecności właściciela obiektu robimy kilka zdjęć.

Z Pieniężna drogą o małym natężeniu ruchu udajemy się w kierunku Lidzbarka. Tu stajemy przed dylematem - ból w nogach nie pozwala na dalszą jazdę wzdłuż zaplanowanej trasy - czy jechać PKP do Kętrzyna, zwiedzić pobliski Wilczy Szaniec (kwatera Hitlera), czy też od razu wracać do Krakowa? Problem sam się rozwiązuje: z Lidzbarka Warmińskiego odchodzą tylko pociągi towarowe, a na PKS lepiej nie liczyć (zabiorą nam rowery z sakwami czy nie?). Nocujemy więc w bursie, której ostatnie piętro zajmuje schronisko młodzieżowe. W dwóję śpimy w 4 osobowym pokoju. Ustalamy, że jutro pojedziemy na rowerach do Olsztyna, a z stamtąd pociągiem do domu.

Dzień siódmy (15 VIII) ok. 57 km

Lidzbark-Smolajny-Dobre Miasto-Olsztyn-Kraków Gł.- dom Mapa: 59 kB

Dzień zapowiada się upalny i jak się później okaże taki rzeczywiście będzie. Jedzie się mi, pomimo odczuwalnego bólu w ścięgnach, wyjątkowo dobrze. W Smolajnach natrafiamy na transparenty z których wynika, że mieszkańcy protestują przeciwko likwidacji miejscowej szkoły. Z zewnątrz oglądamy barokowy XVIII w. pałac, a po ok. 4 km jesteśmy pod okazałą kolegiatą w Dobrym Mieście. Przed nią para staruszków zbiera ofiarę na Radio Ma_Ryja. Wyjeżdżając z tej miejscowości z rozpaczą stwierdzam, że mój lewy pedał VP-108 jest sprawny tylko w 50%.

Po drodze do Olsztyna kilka podjazdów, znacznie mniej niż zjazdów. Docieramy na dworzec kolejowy i z radością stwierdzamy, że za 30 minut jest pociąg do Kielc. Wsiadamy do niego, ale rowery musimy ustawić w przejściu obok kibli, pomiędzy ostatnim a przedostatnim wagonem w składzie. W ostatnim wagonie, na końcu pociągu, stoją już ze cztery rowery innych turystów (jak zwykle, a co ciekawe przecież są wakacje, nie ma wagonu bagażowego). Tuż przed opóźnionym odjazdem (jak zwykle w PKP), do połączenia między wagonami, obok WC, wsiada czworo starszych turystów z rowerami. Jakiś pijany facet wychodząc z kibla, pyta się mnie z której strony pociągu przyszedł? Wg rozkładu jazdy do Kielc mamy przyjechać o godz. 19:45 co okazuje się być nierealne, bo pociąg staje w Kielcach Gł. parę minut po 20. I na tej stacji mamy szczęście, bo 10 minut później przyjeżdża pociąg który zawozi bezpośrednio do Krakowa. W domu jestem po 11.

I to by było na tyle.

Twoje uwagi internauto.



Strona utworzona dnia 19-08-2000

Ostatnia modyfikacja pliku: 25.10.2022, 22:57:26 CEST

You're