...czyli z Poczdamu do muzeum jednośladów. Sprawy zawodowe sprawiły, że przez jakiś czas będę mieszkał w Berlinie. Zabrałem ze sobą rower
i aparat więc nie zabraknie relacji z eksploracji stolicy Niemiec i jej okolic.
Jako, że sama mapa miasta nie wystarcza
zakupiłem przewodnik rowerowy po Berlinie i okolicach [1]. W sumie był to szczęśliwy traf za 11 Euro, bo przewodnik jest bardzo dobrze opracowany, choć niestety w języku niemieckim. Ale legenda jest też po angielsku więc problemu z czytaniem oznaczeń na mapkach nie ma.
Po przeglądnięciu przewodnika zdecydowałem się na wycieczkę nr 15 (w sumie jest ich 27) prowadzącą z Poczdamu do Werderu. Wszystko było dobrze, dopóki nie musiałem pierwszy raz popatrzeć na mapę. Okazało się, że przewodnik został w akademiku. Sięgnąłem
więc po mape [2], która doprowadziła mnie do i przez Poczdam. Dalej mniej więcej pamiętałem jak mam jechać i na najbliższej stacji benzynowej
kupiłem mapę okolic [3].
Celem wycieczki było muzeum jednośladów, w tym, jak się domyślacie,
i rowerów. Wstęp kosztował 3.50 Euro ale warto tam wejść. Oprócz różnego rodzaju rowerów - wszystkie zabytkowe - można prześledzić historię
roweru od drezyny Draise'a, przez napęd na przednie koło, welocyped, zastosowanie łańcucha i napęd na tylne koło do opon pneumatycznych.
Muzeum prowadzone jest przez pasjonatów rowerów i motorów i wydaje mi się, że prawie wszystkie te rowery są sprawne i gotowe do jazdy.
Następnie udałem się w kierunku obwodnicy Berlina, tj. drogi nr A10 z zamiarem przekroczenia rzeki Havel.
Nie był to mądry pomysł, bo przez 10 min przedzierałem się przez las aby dojść do wiaduktu a następnie z mozołem wspiąłem się na nasyp obwodnicy.
Nie obyło się bez wywrotki, bo ziemia na zoboczu była grząska. Niemniej jednak wydrapałem się i wąziutkim asfaltem między
barierkami przejechałem na drugą stronę, po której, jak na złość, były już wygodne schody w dół.
Piekną aleją lipową dotarłem na tył Neues Palais w Parku Sanssouci. Niestety w Parku odbywała się jakaś impreza
i ochroniarze bronili wstępu. Objechałem więc Park od północnej strony, a w centrum Poczdamu zjadłem obiad. Następnie przez dzielnicę Babelsberg i
Königsweg (wzdłuż tej leśniej drogi biegły zasieki muru okalającego Berlin) dotarłem w pobliże akademika.
Byłem pozytywnie zaskoczony jakością dróg rowerowych, leśnych scieżek, oznaczeń i ułatwień jakie
zbudowano tu dla rowerzystów. Spotkałem dużo rowerzystów i to zarówno na rowerach za 70 Euro jak i na fullach za 2000 Euro. Młodych, w średnim wieku, staruszków a także rodziców z dziećmi. Teren i okolica
zdecydowanie płaska, z każdego wzniesienia i podjazdu cieszyłem się jak dziecko. Ze zjazdów trochę mniej, bo mam słabe hamulce w rowerze.
Nawierzchnia za to była bardziej urozmaicona. Od płaskiego i gładkiego jak pupa niemowlaka asflatu, poprzez skorodowany asfalt, kocie łby, płytki chodnikowe (po których prowadziła ścieżka rowerowa), po utwardzony szuter, ziemię, zarośnięte trawą ścieżki z korzeniami aż po piaszczyste drogi.
Literatura:
[1] Radatlas Berlin - Die schönsten Radtouren in und um Berlin, Esterbauer, wyd. 2, (2006) ISBN-10: 3-8500-144-X
[2] Berlin mit Umgebungskarte, 1:26 500 - 1:43 500, Falk, wyd. 22.
[3] Havelseen Werder-Podstam, 1:35 000, Dr. Lutz Gebhardt, grünes herz, wyd. 2 (2002)
|