Wszystko zaczęło się gdy kiedyś przy wędrowaniu po internetowych stronach rowerowych natknąłem się na
opis Rajdu wokół Tatr. Myśl o objechaniu Tatr w jeden dzień podsycił przewodnik zakupiony w jednej z krakowskich
księgarń "Wokół Tatr na rowerze" Marka Grocholskiego. Ponieważ uznałem za nierozsądne jechanie w pojedynkę zostało mi tylko znaleźć termin i partnera. Jako, że nikt z
szanownego Krowum nie wyraził chęci jazdy, umówiłem się z Arkiem Biczewskim.
O godzinie 11:24, w piątek, 29-go września wyjechałem z domu. Po kilkunastu minutach jazdy dotarłem na dworzec w Płaszowie.
Za bilet zapłaciłem 18.50 PLN za siebie i 4.50 PLN za rower. Arek z racji tego, że jest studentem za bilet zapłacił w sumie 16.15 PLN. Pociąg przyjechał
punktualnie za to na trasie miał kilkuminutowy postój, bo coś się popsuło. Na szczęście motorniczy razem z kierownikiem pociągu byli w stanie usunąć awarię.
Po trzech i pół godziny jazdy dojechaliśmy do Zakopanego. Przy dworcu stało kilku górali lub też naganiaczy na pokoje i kwatery. Wprawdzie na jedną noc za
bardzo nie chcieli brać ale w pierwszej grupce, którą zagadnęliśmy o ceny noclegów znalazł się miły pan, który za 30 PLN/osoby postanowił nas przenocować.
Arek wprawdzie marudził, że to drogo ale przynajmniej kwatera była blisko dworca PKP i warta była swojej ceny.
Niepotrzebne rzeczy zostawiliśmy w pokoju a sami udaliśmy się na krótki rekonesans po okolicy. Z powodu późnej pory (do Zakopanego
dotarliśmy koło 16) odpuściliśmy podjazd pod Murowaniec. Zresztą z powodu mgły zalegającej nad Tatrami nawet Giewontu nie było widać :-( Dlatego ruszyliśmy
Zakopianką, a następnie kawałek boczną drogą przez Harendę dotarliśmy do Poronina. Tu odbiliśmy na zachód do miejscowości Ząb i wspięliśmy pod górkę.
Tu zobaczyłem też o ile lepszą kondycję ma Arek ;-) Po pokonaniu 16 km dotarliśmy na Gubałówkę. Kilka otwartych kramów z pamiątkami i pierdołami pod turystów, brak ładnego widoku
na szczyty Tatr i turyści spowodowały, że szczyt nie przypadł nam do gustu. Zjechaliśmy szybko przez Blachówkę do Kościeliska, a następnie przez Krupówki i sklep
spożywczy dotarliśmy na kwaterę.
Kolacja była standardowa: ryż z jogurtem (z mojej strony) i zupka chińska z makaronem (od Arka). Przed zaśnięciem
skorzystaliśmy z dobrodziejstw TV i oglądnęliśmy początek pierwszej części Shreka. Jako że nazajutrz czekał nas męczący dzień po scenie, w której Sherk
opuszcza z Fioną zamek, wyłączyliśmy telejajo i oddaliśmy się Morfeuszowi. Czytaj relację z dnia drugiego....
|